Zaprosiłam męża na randkę do kina. Taka spontaniczna decyzja po całym dniu „prac gospodarczych”, czyli kontynuacji remontów pokoi naszych dzieci. Miłe zakończenie wieczoru…
Zaskoczyło nas pełne kino, ale fakt, rzadko zdarza się nam wychodzić do kina w sobotę. Czy to popularność obsady, reżysera, czy też zwiastun odmalowujący film jako dobrą komedię na weekendowy wieczór?
Niech Was nie zwiedzie powierzchowność: jak to u Koterskiego bywa, pod fasadą humoru i żartu kryje się znacznie, znacznie więcej.
Początkowo czujemy się jak na filmie przyrodniczym. Głos Krystyny Czubówny sprawia, że stajemy się obserwatorami, wręcz podglądaczami prywatnego życia osobników rzadkiego gatunku. Adaś Miałczyński wspomina swoje dzieciństwo, gdy podczas terapii okazuje się, że nie umie odczuwać emocji…
Zostajemy świadkami codziennego życia gromadki dzieciaków (granych swoją drogą przez prawdziwą śmietankę polskiego aktorstwa). Obserwujemy ich trudne doświadczenia domowe i szkolne. Patrzymy na ekran, ale jednocześnie doświadczamy własnych wspomnień. Śmiejemy się, ale czujemy drugie dno tych wszystkich, na pozór zwyczajnych, sytuacji. Widzimy jak ciasno potrafi zacisnąć się pętla oczekiwań i do czego prowadzą ciągłe próby dopasowywania się do idealnego wizerunku, realizowania narzuconego przez kogoś planu.
Wydaje się, że wiele scen jest z premedytacją przerysowanych, ale pojawia się pytanie, czy aby na pewno?
W wywiadzie z Michałem Koterskim, który zagrał Adasia Miałczyńskiego, padają słowa, że…
Tak naprawdę to wszyscy jesteśmy takimi dziećmi, którzy udają dorosłych.
Dużo w tych słowach prawdy. Czy twoje dziecko, które nosisz w sobie, czuje się zaopiekowane? Zatroszczone? Czy otaczasz je czułością, słuchasz jego głosu i zaspokajasz jego potrzeby?
Byłą kiedyś taka kampania społeczna „Słowa dają moc”, traktująca o tym, jak ważne są pozytywne komunikaty kierowane do dziecka. Dziś ciągle rozmawiamy o podmiotowości dziecka, o partnerstwie, o szacunku. Czasem wydaje się, że ciągle zbyt mało.
Kiedy wyszliśmy z kina, mój mąż powiedział, że to taki mój film. Taki, który mogłabym sama zrobić. Oczywiście jedynie w kontekście treści i przekazu.
Pracując z rodzicami, mam swoją listę lektur, które warto przeczytać szukając odpowiedzi na wiele pytań.
Myślę, że film warto dołączyć do listy „lektur zalecanych”.
Bo choć ciężko nie śmiać się w trakcie, to jednak po seansie pojawia się wiele innych emocji. Gdy jest się rodzicem, zapewne są wśród nich także wyrzuty sumienia.